Dzis ostatni raz ogladamy zatloczone uliczki i brudne zakamarki Bangkoku, odwiedzamy miejsca, ktorych jeszcze nie widzielismy i wspominamy przygody z ostatnich dni...
Podczas trzydniowej wyprawy w polnocne, gorzyste regiony Tajlandii odwiedzilismy wioske ludzi z plemienia Karen, najliczniejszego sposrod tutejszych gorskich ludow. Choc swiat dawno juz wkroczyl w XXI wiek to czas w niedostepnych gorskich osadach wydaje sie tkwic w miejscu od stuleci. Wydaje sie, bo pomimo tradycyjnych domostw budowanych z pni drzew tekowych oraz bambusa, mimo tradycyjnych tkanin na stroje i nakrycia glow, mimo przekazywanych z pokolenia na pokolenie metod uprawy pol ryzowych i warzyw, hodowli zwierzat oraz nauki zamierzchlych obyczajow obecne sa tez tam telefony komorkowe, telewizja i odtwarzacze MP3, co wywolalo w nas lekkie rozczarowanie. Niemniej jednak, czerpalismy z tej wyprawy wiele radosci wedrujac z plecakami po bardzo stromych wzgorzach waziutkimi na szerokosc stopy sciezynkami, ktorych skomplikowana siec znali chyba tylko nasi przewodnicy z wioski Karenow. Nasz szlak do noclegu wiodl przez geste lasy, pola ryzowe usytuowane na wykarczowanych zboczach gor, wdluz wartkich, choc o tej porze roku pozbawionych znacznej czesci wody potokow i rzek oraz malownicze bambusowe gaje.
Po dwoch dniach spedzonych w wiosce, kiedy to poznawalismy ich codzienne zycie i prace, wyruszylismy do jednego z najdalej wysunietych na polnoc miast - Chiang Rai - zgola pozbawionego atrakcji turystycznych, natomiast obfitujacego w targi, stragany z zywnoscia, plastikowym kiczem, szczury i karaluszki

Po drodze zahaczylismy tez o Zloty Trojkat - okolice zbiegu granic Tajlandii, Laosu i Birmy (Mianmaru), slynacej przede wszystkim z historii scisle zwiazanej z uprawa i dystrybucja opium i jego pochodnych.
Reszta wrazen podzielimy sie z Wami juz niebawem, po naszym powrocie.
Czuwaj! :D