Ranking prac ze wzgledu na stres

Posty związane z pracą! Szukasz pracy? Nie wiesz gdzie i jak szukać? ... Zapytaj...
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Versus
Zasłużony W Boju
Posty: 254
Rejestracja: ndz kwie 13, 2008 9:55 am
Lokalizacja: Znienacka

pn maja 03, 2010 11:42 am

Tylko na podstawie swoich doswiadczen, stad element obiektywnosci jest wyeliminowany :) calkowicie subiektywnie, staram sie brac pod uwage tylko i wylacznie stres olewajac wszystko inne,
nr 1 najbardziej stresujaca, im dalej tym lepiej:

1. Pomocnik kelnera
2. Kelner ds. drinkow
3. Room Service
4. Operator tasmowej produkcji (miejsce X, firma CV)
5. Planista produkcji
6. Sklep "wszystko za dolara" (odpowiednik Poundlandu) - pracownik od wszystkiego
7. "Wykladowca" w supermarkecie na noc
8. Sprzedawca w sklepie, gdzie o asortymencie nie mam pojecia
9. "Nosiciel" kamery i sprzetu & dbacz o ow sprzet & dzwiekowiec
10. Operator tasmowej producji (miejsce Y, firma CV)
11. Sprzataczek
12. Wklepywacz danych do kompa

Nawet nie wiedzialem, ze tylko tego jest (niewazne, ze jak policzylem 8 z nich wykonywalem 3 miesiace lub mniej:)

Ale wiem jedno. Dziekuje losowi, ze uchronilem sie przed wszelkim call center... zwlaszcza gdyby bylo padlo na cos z reklamacjami.. a wtedy na pewno wszystko w powyzszym rankingu by poszlo w dol - na call center na pewno kompletnie sie nie nadaje. Po paru godzinach w najlepszym razie zjadlbym telefon i pobil zyrandol.

A u was jak? Rzuci ktos wlasna lista? Zapraszam ;)
Perfekcje tworza rzeczy male, lecz ona sama jest wielka.
Awatar użytkownika
Foczka
Bardzo odważny
Posty: 636
Rejestracja: czw gru 18, 2008 11:56 am
Lokalizacja: Southampton

pn maja 03, 2010 3:19 pm

Sprobuj byc szefem kuchni, gdzie masz oplacone party na 500 osob (ustalone menu z gory-co eleminuje pole do popisu), 4 pracownikow zapilo i sie nie pojawi, a dostawca nawalil. Masz 4h...i 500 buziek do wykarmienia...

p.s. call centre w ktorym pracowalam to pikus...
When I am good I am good, when I am bad I am very good...;>
Celtka
Zaczyna Działać
Posty: 159
Rejestracja: wt lip 07, 2009 10:25 am
Lokalizacja: Southampton

pn maja 03, 2010 3:39 pm

No ja to was nie przebije. A moze tak sie stresowalam w poszczegolnych miejscach pracy, ze juz o tym nie pamietam? (tzw syndrom wyparcia)

Aczkolwiek pamietam, ze bylam poteznie zestresowana jako prowadzaca pralnie chemiczna o specjalnosci futra i skory. Tlumacz tu wscieklemu klientowi, ze skora ma to do siebie, ze moze sie zbiec o 20% w czyszczeniu bo garbarze naciagaja itd... Szczegolnie jak nie rozrozniasz nawet cielecej od swinskiej :)

Ponadto na mojej top-liscie na pewno znajduje sie krotka kariera nauczycielska w pewnym 'nowym' liceum (to te takie gdzie sie upycha glownie uczniow, ktorzy w 'tradycyjnym' by sobie nie poradzili tudziez wylecieli z nich dyscyplinarnie). Zaraz, zaraz, jak to szlo...? "Ma pani szczescie, ze dzisiaj nie ma siwego, bo on bedzie w pania rzucal ksiazkami" (dodam, ze 'moja' sala uginala sie od polek z ksiazkami - jakas mini-biblioteka to chyba miala byc) oraz "Jak uczyl nas Pan Wasacz, to robilismy mu zasieki z drutu kolczastego zeby po sali nie chodzil". I ucz tu gowniarzy... Po jednym semestrze stwierdzilam, ze do szkoly nie wracam! (mieczak ze mnie, wiem : :roll: )
Celtka
Zaczyna Działać
Posty: 159
Rejestracja: wt lip 07, 2009 10:25 am
Lokalizacja: Southampton

pn maja 03, 2010 3:55 pm

Ej no, zapomnialam jeszcze ze dodatkowa atrakcja pracy w pralni chemicznej bylo to, ze mielismy bardzo stare maszyny, ktore sie co chwile psuly - tak solidnie - tzn. chemikalia (szkodliwe oczywiscie) sikaly po scianach i nie bylo zadnego mechanika, ktory by sie na nich znal... No, syndrom wyparcia dziala jak nic.
Awatar użytkownika
Versus
Zasłużony W Boju
Posty: 254
Rejestracja: ndz kwie 13, 2008 9:55 am
Lokalizacja: Znienacka

pn maja 03, 2010 8:58 pm

Celtka pisze: Ej no, zapomnialam jeszcze ze dodatkowa atrakcja pracy w pralni chemicznej bylo to, ze mielismy bardzo stare maszyny, ktore sie co chwile psuly - tak solidnie - tzn. chemikalia (szkodliwe oczywiscie) sikaly po scianach i nie bylo zadnego mechanika, ktory by sie na nich znal... No, syndrom wyparcia dziala jak nic.
Foczka pisze:Sprobuj byc szefem kuchni, gdzie masz oplacone party na 500 osob (ustalone menu z gory-co eleminuje pole do popisu), 4 pracownikow zapilo i sie nie pojawi, a dostawca nawalil. Masz 4h...i 500 buziek do wykarmienia...

p.s. call centre w ktorym pracowalam to pikus...
Hehe nie dziekuje..wiecie, stres to jedno, ale w tym powyzej foczkowym to tez chodi o odpowiedzialnosc, a jednak chce sie skupic na stresie. Wiem, ze czesto to nachodzi na siebie, ale nei zawsze w tych samych proporcjach.

co do prac uwazanych przeze mnie za najbardziej stresowe - minelo juz odpowiednio 7 i 8 lat odkad bylem pomocnikiem kelnera i kelnerem od koktajli, wiec troche pozbawione emocji bylby moj opis, ale do teraz mam drgawki wtorne....

az z wrazenia poszukalem w mojej juz archiwalnej skrzynce maila, ktory napisalem w roku 2002 i wysylalem do znajomych w Polsce. Skrzynka na dobra sprawe robi takjakby za pamietnik

nie chodzilo tu o opis stresu wiec to nie oddaje sprawy, ale wygladalo to mniej wiecej tak (uwaga przydlugawe), opisuje prace nr 2, jedynki pod wzgledem stresu niestety nie mam:

"A wiec..zaczelo sie. Jestem coctail serverem na casino floor, a oznacza to ze snuje sie z taca z drinkami przedkladajac je odpowiednim zainteresowanym leszczom.Podobnie Maciek i Piotrek. Taca.Czy radze sobie? Wlasnie najciewkawsze jest to ze calkiem calkiem sobie radze, i ten problem wygladajacy wczesniej na problem numer 1 spadl na drugi plan albo i dalszy i zostal przesloniety przez inne z ktorych sobie sprawy wczesniej nie mialem przyjemnosci zdawac. Tzn w drugi dzien treningu (mielismy 3 dni treningu pon,wt, sroda) bylo nienajweselej, bo babka rasowa experienced koktajl-serwerka,miesien od tacy w stadium rozkwitu i zaawansowania,ktorej w ten dzien przypadlo trenowanie mnie, nawrzucala mi na tace tak "na poczatek" 12 jednostek drinkow i nie poczulem sie jak w 7 niebie. Teraz spoko, nosze czasem i po 15 na jeden raz,ale to nie przyszlo natychmiasat,choc szybko,szybciej niz moznaby sie spodziewac.zreszta wiecie jaki jestem, zgrabnosc -1 w skali od 0 do 10, niewielu potrafi sie ufajfac jogurtem z tylu spodni na wysokosc kolana po prostu go jedzac w czasie przemieszczania sie z poimieszczenia A do pomieszczenia B. Dkla mnie to dziecinada. ale teraz juz radze sobie z samym przemieszczaniem sie naprawde dobrze. m.in. dzieki temu ze wzialem buty, ktore wachalem sie wczesniej czy brac czy nie, i kotre okreslil ojciec moj jako niezle do kopania rowow(tzn nie ze nimi tylko w nich,no to chyba mial na mysli), a okazaly sie dabest, bo te piekne, robia mi piekne rany i odciski i moje stopy zaczely plywac w skocznym i radosnym strumyku krwi. Wiec wzialem te niepiekne acz praktyczne. Z taca zatem nieazle, co prawda rozlalem na jakiegos goscia rum z coca-cola, powodz mu niezla zrobilem, plywal w tym caly (a i tak mialem dobrze, bo na tej samej tacy czerwone wino bylo ale jakos przezylo ten karambol), ale to sie nie liczy. Ogolnie jednak tak jak mowie z taca jest ok, ale gorzej jest z np.zrozumieniem co oni wlasciiwe zamawiaja (zwlaszcza gromadki murzynow, ktore takie wymyslne drinki sobie zycza, ktorych jeszcze nie wymyslono,mowia to w jakims jezyku zblizonym do amerykanskiego w tempie 10slow na sekunde, ktore to slowa kazde ma swoj skrot a jak nie ma to juz oni jakis wymysla: Gimm-e-bat-of-bee= give me a bottle of beer jest jeszcze naprawde very spoko i mniejsza o to gdy poprosza o cos co wiem ze takie cos jest i zalapie jakies slowo klucz w tym belkocie). Zapieprz jest nieziemski, naprawde, i to nie jest tak, ze zapieprz jak kazdy inny w kasynie, bo to akurat koktajl-serwerzy maja 6,5godzinne zmiany a nie 8-io jako jedyni, wiec to chyba nie przypadek. Inna kwestia ze to nie jest tak luzacko jak w restauracji ze gosc Ci zamowi to i to, w spokoju zpaiszesz i grzecznie Ci czeka. Tutaj wszyscy sie wciaz przemieszczaja, zmieniaja slot machines, zmieniaja miejsca, krzesla, zmieniaja station's (przydzielone czesci kasyna odpowiednim koktajl-serwerom) i ciezko potem ich znalezc a jak juz dotrzesz do goscia czy gosciowy, zalozmy ze rozpoznasz go lub ja wsrod innych nie wiem po czym,bo wszyscy wygladaja tak samo, na szczescie ubieraja sie tak debilnie ze dzieki temu jest szansa ich rozpoznac np ze gosc z butami w kwiatki zamowil GingerAle, albo ze babka z 10kilo gadzetow kasynianstych w kolorze oczojebny metalik na szyi chciala Szampana z extra wisienkami. Jako ze drinki sa za darmo, to zamawiaja ich tutaj na maxa. Tak, my tez zastanwailismy sie coby bylo gdyby takie kasyno postawic w PL. Doszlismy do wnioskow ktore okreslilbym jako apokalioptyczne. Uczulonych na slowotworstwo przepraszam dosc serdecznie. Trudno powiedziec ile bede pracowal dni w tyg, ale raczej 5 moze 6, choc wczoraj bylem 7-y dzien z rzedu,i dzis tez mam dzwonic juz za ok.godzine, i nie zdziwie sie jak znow uslysze "Yes Zem, we need you" - bo tu jestem Zem tak w ogole, Przemyslaw wypowiedziec wielu juz probowalo i choc wywijali jezyki na lewa strone nie bardzo im to wychodzilo wiec przemianowali mnie na Zem.
(...)
Myliby sie ten ktory by oskarzyl nas o to, ze skoro mamy 6,5godzinny dzien pracy to wlasciwie mamy luz. nie ma tak dobrze, bo mianowicie praktycznie to jest tak, ze, ja podam na przykladzie minionego tygodnia. Koordynacja czasowo-zadaniowa wyglada tak: ok.13:35 dzwonie i pytam czy jest praca. jak narazie zawsze odpowiadali ze jest,choc wpierw mowili ze musza sprawdzic i zebym zadzwonil kolo 14-ej. ale procedutra jest taka ze musze najpierw o 13:35,wiec dzownie jak ten ostatni... czlowiek dajacy sobie w kasze dmuchac, dwa razy. o 14 wiem ze mam prace, czyli wiem ze jade. prysznicuje sie, ubieram sie,biore wszystko co potrzebuje (pelno nr'kow,badge,employee ID, swipecard i inne podobne gowna i gowienka) i smigam na a-busa.ten zazwyczaj seie spoznia, chyba ze akurat ja sie spoznie z 2 minuty, to wtedy akurat okazuje sie ze byl punktualnie. autobus ow jest ok.14:30 zalezy jaki dzien. jade ok.40-50min.nigdy sie nie nudze bo zawsze cieakwe postaci busami jezdza ze nie wspomne o ich ubiorach,co nadal wzbudza we mnie zainteresowanie, choc juz nie jest to wydarzenie dnia, ktorym bylo wczesniej. potem wysiadam z busa.i jest ok 15:15. to do kasyna ide, bo w koncu tam zmierzam. w kasynie jestem 10 minut pozniej. w srodku z firmowym usmiechem juz tym razem i optymizmem bijacym na boki, ktory jest tu wymagany,ale tez nie jest totalnie szytuczmny gdy wiem ze jade zarobic normalne pieniadze ktore nie beda brzeczec tylko szelescic i plamic spodnie na zielono,ide cos zjesc i sie przebrac w odpowiedni uniform geja. (bede zdjecia) .w kasynie ,ktore nie jest buda zabita deskami (3400 pracownikow powinno oddac to, czego nie moge tu narysowac. w tym ponad 120 koktajl-serwerow) tez musze pare setek krokow zrobic nim tam trafie, potem cos zjesc i na 15:45 musze sie zameldowac i jest takie male zebranko, kto ma ktora station i takie tam organizacyjne sprawy, trwa to 10minut i potem 5 min na dojscie do swojej stacji,kiedy to czasem by zdazyc nalezaloby rozpedzic sie do ponad 15km/h co sie nieco kloci z tym ze nie wolno nam biegac a na pytania klientow po drodze musimy odpowiadac, dodajac rozne Welcome to Showboat Casino! Good Luck, i inne takie tam. 16:00 zaczynam i robie do 22:00 z przerwa polgodzinmna choc raz wypyskowalem zeby jej nie miec (bo to wybijna z rytmu no i mniej napiwkow). 22 rozliczenie z barmanem,z ktorym dziele sie anpiwkami (daje mu 10%) i bar helper, ktory w zasadzie zajmuje sie robieniem niczego, tez dostaje od kaxzdego koktajl servera $2-3, wedle uznania, troche dziwne, ale taka swiecka kapitalistyczna tradycja. potem znow zjesc, przebrac sie,odswipe'owac sie (wczesniej jest swipe-in) i wymienic napiwki na normalne,bo glupio jrest jak portfelccaly puchnie w zielonych robiaC Wrazenie jakbym byl tu General Manager , a ktore tak naprawde mozna zamienic np na jeden banknot bynajmniej niekoniecznie zawsze 100-dolarowy. potem na busa , do domu i po 0-ej jestem w domu. to tak sie podniecam tym ze zarobilem w 6 godzin wiecej niz nieraz za miesiac w kochanym, swietej pamieci A-Bicie (TM), ze nie spie do przynajmniej 2-iej jesli nie np.4-ej i nastepnuje tradycyjna juz wymiana anegdot z dnia z Piotrkiem (...)"
Perfekcje tworza rzeczy male, lecz ona sama jest wielka.
Awatar użytkownika
Foczka
Bardzo odważny
Posty: 636
Rejestracja: czw gru 18, 2008 11:56 am
Lokalizacja: Southampton

pn maja 03, 2010 9:31 pm

Hmmm powinienes sobie ze stresem radzic calkiem dobrze, biorac pod uwage ilosc slow uzywanych na minute na bank w poprzednim wcieleniu byles kobieta :lol:

I tak na marginesie stres i odpowiedzialnosc to wlasciwie jedno, zwlaszcza jak nie masz panowania nad wszystkim. Nie sadze zeby praca kelnera byla bardzo stresujaca (mialam okazje robic to tutaj i w Polsce takze w znanym Maririott), praca jak praca, stress? Tylko wtedy kiedy jest short of staff. Malo tego, przeciez to tylko praca, sa wazniejsze rzeczy: efekt cieplarniany, dziura ozonowa, posuwanie sie wiekowo czy tez 5kg nadwagi :lol: (to tak na rozluznienie, zeby sie Versus nie stresowal ;) ).

Malo tego od dawna wiadomo, ze mezczyzni to wimpy wiec stresuje ich pretty everything oprocz rzeczy, ktore reczywiscie powinny ich stresowac :lol:
When I am good I am good, when I am bad I am very good...;>
Awatar użytkownika
Versus
Zasłużony W Boju
Posty: 254
Rejestracja: ndz kwie 13, 2008 9:55 am
Lokalizacja: Znienacka

pn maja 03, 2010 10:25 pm

A pupa blada kochana.
Stres to nie to samo co odpowiedzialnosc.

Myslisz, ze Marszalek Sejmu stresuje sie podczas waznego ale nudnego posiedzenia tak samo jak kiblujacy w korku gosc, ktoremu zaraz zamkna sklep ktory ma ostatni dzien z okazyjna promocyjna cena browarow? ;>

Albo pilot ktory to po raz 5280-ty przystepuje do ladowania, stresuje sie bardziej niz 8-letni Jas co musi powiadomic tate, ze dostal pale z biologii, a dodam ze tata chodzi ostatnio podnerwiony, bo raz ze tv mu szlag trafil a wazny mecz jest, a na dodatek mama nie zrobila mu loda juz od 2 meisiecy? ;>

Ale wracajac do glownego watku:
wiesz, przypominam moje pierwsze slowa - to jest ocena subiektywna :)
mysle, ze kelner kelnerowi nie rowny.
Kelner w typowej pubu-restauracji w UK, ktory nawet nie zbiera zamowien bo zamawia sie przy barze, to jak dla mnie bardziej tragarz z nutka front-line PR a nie kelner, bo taka jest natura (czyt.tradycja) w UK-owskich knajpo-restauracjach.
Nie wiem, takie jest moje odczucie.

Praca opisana przeze mnie to bylo noszenie nie tylko 15 ale i czasami - pozniej - 20-25 drinkow na raz, zarzadzanie konfliktem z minimalizacja czasu odczekiwania na drinka a szacunkiem dla zasad/kolejki innych coctail-serverow w wewnetrznym barze kasyna ,znalezienie swojego ciagle zmieniajacego miejsce gambling'u klienta na kilkuset siedzeniach ktore obejmuje Twoj rewir (opisana 'station'), wymieszane z wyjasnianiem klientom ktorzy nie moga doczekac sie na swoje drinki, ze nie mozesz ich obsluzyc, bo zamowili u kogos innego (gdy byli gdzies indziej) - to bylo na prawde skomplikowane, cos jak Hypercube Vs Zwykle Cube, jesli widzialas :)

W kazdym razie mnie osobiscie na pewno bardziej to stresowalo, niz obecna praca, a powiem, ze - teoretycznie - odpowiadam za wartybyc ladne pare milionow funtow stock i naprawde w trudniejszych tygodniach jedna zla decyzja to moze byc smialo paredziesiat albo i pareset tysiecy funtow strat bo 'nacisnal mi sie zly guzik' albo 'nie zatrzymalem zle wygenerowanego zamowienia'. No mniejsza o szczegolokalia, w kazdym razie odpowiedzialnsoc na pewno nieporownywalnie wieksza, niz paru klientow nerwiacych sie ze czekaja za dlugo na swoja vodke z sokiem, albo ze dostali rum & coke z tylko 8 kostkami lodu a oni wola ich wiecej, najchetniej 11, tylko zapomnieli wspomniec.

Jednak stres mi sie kojarzy z tym drugim wiekszy.

Nie wiem tez na ile jest to efekt zestarzenia (czy moze ladniej: uodpornienia sie na stres w ramach zdobywania zyciowego doswiadczenia)
:P
Perfekcje tworza rzeczy male, lecz ona sama jest wielka.
Awatar użytkownika
Foczka
Bardzo odważny
Posty: 636
Rejestracja: czw gru 18, 2008 11:56 am
Lokalizacja: Southampton

pn maja 03, 2010 10:38 pm

Szanowany Kolego,

Jak sam slicznie zauwazyles stress stresowi nierowny.I tak praca kelnera i praca kelnera to dwie rozne sprawy, ale oczywsice obsluga przy stoliku w moim miejscu pracy byla bardzo czesto, a w czescie restauracyjnej byla codziennie :P

Malo tego na kasie rzadko kiedy rzecz nazywala sie tak jak sie faktycznie nazywala, to dopiero byl stres :lol:


p.s. Kobieta jak nic...i do tego blondynka :lol:
When I am good I am good, when I am bad I am very good...;>
Awatar użytkownika
Jimmy
Zasłużony W Boju
Posty: 360
Rejestracja: pt lut 27, 2009 11:25 am
Lokalizacja: So'ton

wt maja 04, 2010 6:50 pm

Po przeczytaniu wszystkiego stwierdzam, że i tak zawsze obrywa się kelnerowi :lol:
Pozdrawiam
Awatar użytkownika
pauli
Zasłużony W Boju
Posty: 399
Rejestracja: pn mar 26, 2007 9:22 pm

ndz maja 09, 2010 12:16 am

Versus pisze:
Praca opisana przeze mnie to bylo noszenie nie tylko 15 ale i czasami - pozniej - 20-25 drinkow na raz
:P
Mnie by stresowalo bardzo nawet nie noszenie tych tac co mysl, ze je za chwile upuszcze, a bym wywalila na bank, i kto przy tem ucierpi :D .
Celtka, praca w szkole jest bardzo stressssssssssujaca, dobrze, ze siwy ksiazkoff nie rozrzucal jednak :lol: . Z moich gupszych: lokalne panny na fajke pokoju sie udawaly na 30% moich lekcji, po czem matule z awantura, ze corunia nie wie pali :wink: . Kolega dobry na praktykach studenckich zaliczyl szantaz, ze albo mi pan ksiazke odda do sciagania, albo mnie pan molestujesz :o . Do szkoly nawet nie chcial startowac potem za praca :( . A i kolezansi -nauczycielce dziecior oko podbil. Rzecz sie dziala w Luton. Dziecior mial 6 lat.
Ale ostatnio nie skazali goscia nauczyciela, ktory uczniuch po lbie nabil i krzyczal 'die, die, die' z powodu stresu wlasnie. Ku dobremu idzie :wink:
gg2833495

[img]http://images49.fotosik.pl/33/c0194fb46e7b99ff.jpg[/img]

Everyone is entitled to my opinion.
ODPOWIEDZ