Robsol pisze:
To zerknij no to z mojego punktu widzenia.
Ta twoja klitka ktora bys tu kupila by dala ci jakis kapital jak bys wrocila juz na te mazury.
Placac za wynajm nic nie zyskujesz, a kupujac cokolwiek placisz na swoje i nic nie tracisz.
powiecmy ze mieszkasz tu 10 lat i placisz ok 600f za miesiac to wyjdzie ci ponad 70tys,odejmujac z tego procent odsetek od kredytu to nawet jak by ci zostalo na czysto 50tys.funtow po sprzedazy twojego przybytku w uk stanowilo by to calka niezla sumke na start.
Ja siedze juz tu prawie 8 lat to zobacz ile bym mial splacone. Dlatego zbieram ostro na 10% depozytu i kupuje swoje 4katy!!!
O ostrozny bym byl mocno z tymi 50 tysiacami w reku po sprzedaniu mieszkania.
Tzn inaczej: tak, moze tak byc, ze sie dobrze na tym wyjdzie. Moze byc tez i lepiej niz dobrze.
Jak wiemy z znaczen wyrazow jezyka polskiego "moze" nie znaczy "musi".
To co piszesz choc ma duzo prawdy, troche wplata sie w gminny, torche niebezpieczny mit, ze na nieruchomosciach nie mozna stracic. Mozna.
Duzo zalezy od tego jaka bedzie cena swoich katow za te ilestam lat.
Moze przyklad: Jesli mowisz o 10 latach to rzeczywiscie ciezko stracic, ale po 4-5 latach wystarczy, ze dzis pozyczasz 162,000 na zakup nieruchomosci za 180,000. Wiec wykladasz na stol 18 swoich. Pomijam prawnikow, oplaty, i inne sraty zeby nie mieszac.
Wyobrazmy sobie, ze nastepnie ceny nieruchomosci beda sobie spokojnie spadac (powiedzmy 5% rocznie wiec tempo anemicznego slimaka - nie mowie o gospodarczym katalkizmie)- tak bylo np w Japonii - tez zatloczona wyspa ogolnie bogatego kraju wiec podobienstwo jest.
Ale wracamy na te strone ziemskiej kulki.
Wiec po 5 latach chcesz sprzedac, ale dostajesz 140,000, a splaciles ledwie jakies 20,000, mowie mniej wiecej.
Znalazlbys sie wtedy w sytuacji, kiedy masz 140,000 na rachunku, a bankowi wiszisz... 142,000 - czyli netto lecisz mu 2,000. To jeszcze da sie przelknac, ale co gorsza Twoj depozyt 18,000 jak gdyby wyparowal. (szukajac winnego: wchlonely go spadki cen nieruchomosci)
Ceny nieruchomosci wcale nie musza spadac. Moga rosnac, zostac bez zmian, ale tego tak naprawde nawet najbardziej burzliwe spotkanie Nastarszych Gorali, Wrozek, Jasnowidzow nie wykombinuje.
Nie bawie sie tu w Nostradamusowe przepowiednie - tak juz bylo. Nie wszyscy wiedza, ze w samym UK w 1990 roku nieruchomosci kupiona za 100,000 funtow 5 lat pozniej byla warta tylko okolo 70,000. A minelo 5 lat!!
http://www.mortgageguideuk.co.uk/images ... 5-2006.gif
Wynajem - to tez nie tak, ze wynajmujac zupelnie nic sie nie zyskuje.
Zyskuje sie elastycznosc. Dzis jestes tu, ale jutro dostaniesz prace w takim Birmingham, czy innej Szkocji - wiec pakujesz sie i sie przenosisz. Oczywiscie dom tez mozna tu sprzedac i potem kupic tam ale chyba wszyscy sie zgodza, ze to naprawde nie takie hop-siup. Juz nawet zmiany wynajmowanego mieszkania na inne nie robisz w czasie lunchu w pracy, troche sie trzeba napocic.
Zreszta nie trzeba gdzies sie przenosic nie wiadomo gdzie. Ile razy zdarzylo sie, ze przeprowadzilismy sie my, albo ktos znajomy z jednej dzielnicy do innej z wlasnej inicjatywy, bo costam?
Oczywiscie jestem ostatnio osoba ktora powie, ze wynajem jest zawsze najlepszym rozwiazaniem. Jesli ktos zapuscil tu (w sensie w UK) korzenie i wie, ze nie bedzie ich chcial przenosic przez najblizsze przynajmniej 7-8 lat to wtedy pelna zgoda - wynajem na dluzsza mete sie naprawde nie kalkuluje.
Perfekcje tworza rzeczy male, lecz ona sama jest wielka.